środa, 26 października 2016

ROZDZIAŁ XIX

Następnego dnia odwiedziła mnie ponownie. Goście wiedzieli, że nie mogą w tym czasie przychodzić. Kolejna sesja ponownie nie dała rezultatów. Wiedziałam, że do tego potrzeba dużo czasu, jednak i tak się bardzo denerwowałam. Czas w tej chwili płyną na ich niekorzyść, a ja dalej byłam bezradna. Przez to mój organizm nie umiał się regenerować. Ciągły stres mu to uniemożliwiał. Pomimo tego, lekarze nie zabraniali mi tej terapii. Dobrze wiedzieli, że jeżeli bym jej nie miała denerwowałabym się jeszcze mocniej i mój stan byłby gorszy. W czasie trzeciej sesji nastąpił pełen przełom. Przypomniałam sobie, jak już wyszłam z bloku i udałam się w kierunku autobusu. Po raz pierwszy zaczynałam w pełni wierzyć, że to się może udać. Od tego momentu wizualizowały mi się kolejne obrazy z tamtych wydarzeń. Trwały po parę sekund, ale to zawsze dużo więcej niż nic. Po kilku dniach intensywnej terapii udało mi się odzyskać w pełni pamięć z tamtego wieczora. Od razu poprosiłam ciocię, by poszła na komendę, aby przysłali jakiegoś policjanta w celu spisania moich zeznań. Ale ciągle spokoju nie dawały mi te znajome oczy mężczyzny, który na mnie napadł...
Jak zwykle w nocy nie mogłam dobrze spać. Najpierw nie mogłam zasnąć, a gdy się już wreszcie udało, to po 2 godzinach się obudziłam, to już tak leżałam do rana. Mój organizm był wykończony, lekarze aż krzyczeli na mnie, że przez samą siebie go rujnuję. Ale jak miałam go regenerować, skoro non stop byłam zestresowana? Leżałam tak do samego śniadania. Niestety, ale dostałam pojedynczą salę. A może to i dobrze? Ciężko mi się też jadło. Spożyłam jedną kanapkę, i to ledwo ledwo. Zaraz po posiłku był obchód. Lekarz aż kazał pielęgniarce dać mi na noc leki nasenne, ponieważ wczorajsze wyniki nie były zbyt dobre. Mało się poprawiło. Jakąś godzinę później usłyszałam pukanie do drzwi, które znajdowały się naprzeciwko mnie.
-Proszę!-Zawołałam. Do pokoju wszedł mundurowy.
-Dzień dobry, starszy posterunkowy Espen Menjlweg. Przyszedłem spisać Pani zeznania w sprawie próby gwałtu.
-Witam, Victoria Marquez.-Podałam mu rękę uśmiechając się blado.-Przyszedł Pan w idealnym momencie.
-Cieszę się. Czy jest Pani na siłach?
-Tak!-Niemalże krzyknęłam.
-To dobrze. Lekarz powiedział, że Pani odzyskała pamięć. Czy może mi Pani opowiedzieć całe zdarzenie?
-To był wtorek, tak ok godziny 19. Pojechałam pod siłownię w dzielnicy Vestre Aker. Musiałam pilnie porozmawiać z Danielem Tande. Wysiadłam z autobusu, po czym skierowałam się pod jej budynek. Było ciemo, nie widziałam i nie słyszałam żadnych ludzi. Jednak wtedy ktoś złapał mnie od tyłu za szczękę i popchnął na ścianę. Parę razy przejechał po niej moją twarzą.-Wskazałam na prawy policzek, który był cały w ranach.-Rozerwał mi bluzkę, ale poza tym, że bardzo mocno mnie łapał, to nie zdąrzył nic zrobić. Ktoś krzyknął, to był chyba głos Daniela... wtedy on rzucił mną na bok. Poleciałam na kamienie, straciłam przytomność...
-Więc, nie widziała Pani oprawcy?
-W pewnym momencie udało mi się do niego odwrócić przodem. Był to szczupły, widać że pracujący nad swoją sylwetką mężczyzna, niewiele wyższy ode mnie. Był ubrany w długie spodnie, zieloną bluzę i kominiarkę na twarzy. Miał brązowe oczy... to był Rob... to znaczy, Robert Jolins.
-Zna go Pani?
-Tak... to mój były chłopak.-Spuściłam wzrok. Policjant regularnie spisywał moje słowa.
-Czy miał powody, aby dokonać takiego czynu?
-Jakiś czas temu wpadliśmy na siebie po paru latach. Spotkaliśmy się potem. Rob ubzdurał sobie, że znowu będziemy razem. Nękał mnie telefonami, smsami... błagał o kolejne spotkanie. W końcu się zgodziłam, ale powiedziałam mu na nim, że nawet nie planowałam z nim zejścia. Zagroził mi wtedy, że to się dla mnie źle skończy.
-Dlaczego Pani nie zgłosiła nękania?
-Znam go parę lat. Nigdy mi nie zrobił krzywdy. Myślałam, że rozmowa pomoże.-Posmutniałam. Jakoś nie przejmowałam się tym, że o mało co nie zostałam zgwałcona. Byłam silna. Bolało mnie to, że zrobił to Robert. Nie spodziewałam się tego po nim. I bolało to, że ci, co mnie uratowali, byli oskarżonymi w tej sprawie.
-Rozumiem. Pani zeznania dużo dadzą sprawie. Pokrywają się z zeznaniami oskarżonych. Zwłaszcza, że świadek zaczął się mieszać we własnych.
-To znaczy?
-Nie umiem jeszcze Pani odpowiedzieć, trwa śledztwo. 
-A co z Danielem i Phillipem?
-Jeszcze nic nie wiadomo.
Po tych słowach policjant pożegnał się i poszedł. Co miało oznaczać, że świadek zaczął gubić się w zeznaniach? Coraz bardziej się bałam. Ciocia i Celina też tego nie rozumiały. Dzisiaj znowu odwiedził mnie również brat Daniela, Haakon i siostra Ida. Już byli tutaj parę razy. Na noc dostałam leki nasenne. Jednak i to znowu nie pomogło... Z rana wszystko odbyło się tak samo. Śniadanie, leki, obchód, badania i leżenie. Ok godziny 10 przyszła Celina.
-Vicky, nie możesz się tak zamartwiać. Wyglądasz jak trup-Ciągle powtarzała. Miałam dość słuchania tych słów od każdego.
-Daj spokój...-Warknęłam patrząc gdzieś w bok.
-Nie pomożesz im denerwując się! A pogarszasz tylko swój stan!
-Zrobiłam wszystko, co mogłam. Co mogę jeszcze zdziałać? Gdyby te zeznania miały coś pomóc, to już byłyby efekty.-Ciągle miałam skierowany wzrok w prawo.
-A może już są?-Nagle usłyszałyśmy jakiś męski głos. Raptownie odwróciłam głowę w stronę przybysza. Nadal miałam niewyraźny wzrok, ale dobrze wiedziałam kto to jest. Moim oczom ukazał się Daniel. Uśmiechający się Daniel z wielkim bukietem róż.
-Danny!!!-Zaczęłam płakać, gdy rozłożyłam ręce. Chciałam go przytulić. Tande położył kwiaty na łóżku, usiadł na nim i wpadł w moje ramiona. Uścisnęłam go jak najmocniej dałam radę, czyli i tak bardzo słabo. Ale to teraz nie miało najmniejszego znaczenia. Moje szczęście nie miało końca. Albo źle słyszałam, albo Celina zaczęła szlochać razem ze mną. Trwaliśmy tak bardzo długo, po prostu chciałam go czuć, mieć przy sobie. Był taki ciepły, pięknie pachniał. Jak zwykle.
-Przepraszam, że nie przyjechałem zaraz, gdy mnie wypuścili. Chciałem, ale Phillip powiedział, że okropnie śmierdzę... Nie chciałem Cię odstraszać.-Zaśmiał się lekko się podnosząc. Teraz dotykaliśmy się nosami, trochę i czołami. Trochę, w końcu miałam problemy z głową.
-Nigdy byś mnie nie odstraszył.-Potarłam jego nosek swoim.
-A to jest dla Ciebie.-Odsunął się i wręczył mi kwiaty. Natychmiast zaczęłam je wąchać. Były przepiękne. 
-Dziękuję Ci...-Wyszeptałam. Wtedy rozejrzałam się dookoła.-Gdzie jest Celina?
-A nie ma jej?-Spytał zaskoczony. Widocznie stwierdziła, że nie chce nam przeszkadzać.
-Chodź jeszcze do mnie...-Poprosiłam ponownie otwierając szeroko ramiona. Znowu się do mnie przytulił. Jednak po chwili lekko odepchnęłam jego twarz i pocałowałam go w usta. Tym razem nie mogłam tego schrzanić. Zwłaszcza, że przy jego pocałunkach kompletnie się zatracałam. 
-Jak się czujesz?-Oderwał swoje usta od moich.
-Dobrze. Już teraz bardzo dobrze.-Uśmiechnęłam się, po czym znowu go pocałowałam. Nie mogłam się powstrzymać, by nie błądzić przy okazji palcami po jego twarzy.
-Synku!!!-Usłyszeliśmy za sobą. W drzwiach stała ze łzami w oczach jego matka. Daniel natychmiast do niej podbiegł i ją przytulił.
-Dzień dobry mamo.-Ucałował ją w czoło.
-Kiedy Cię wypuścili?
-Jakieś dwie godziny temu.
Ciocia w zasadzie przyszła tylko dać mi domowy obiad. Codziennie go przynosiła. Ale zazwyczaj nie miałam ochoty zjeść więcej, niż dosłownie dwa kęsy. Dzisiaj przed wyjściem poskarżyła się o to Danielowi, więc miał za zadanie mnie dopilnować. Usiadł na łóżku i dosłownie sam mnie karmił, jak małe dziecko. Jednak tym razem byłam grzeczna i zjadłam wszystko.
-Połóż się koło mnie.-Odsunęłam się, by mu zrobić miejsce po prawej stronie. Na nią mogłam się kłaść. Chwilę później mogłam się wtulić w jego całe ciało.
-Jak tam było?-Spytałam patrząc mu w oczy.-Chyba jeszcze bardziej schudłeś.
-Nienajgorzej. W norweskim areszcie nie ma złych warunków. Może i trochę schudłem, martwiłem się o Ciebie.-Pocałował mnie w nos.
-Ja o Ciebie też. Gdy się dowiedziałam, że... że jesteś w areszcie.. zerwałam się, aż złamane żebro przebiło mi śledzionę. Usuwali ją.-Musiałam mu o tym powiedzieć.
-J.. jak to? Miałaś operację?
-Tak... ale już w porządku.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-Posmutniał.
-Właśnie dlatego. Nie chciałam, byś się denerwował.-Pogładziłam go po policzku.
-Powiedz mi, co Ty w ogóle robiłaś pod siłownią?
-Jak to co... poszłam Cię przeprosić. Byłam głupia, że nie chciałam słuchać Twoich wyjaśnień. Johann mi o wszystkim powiedział. O WSZYSTKIM, Danny...
-Nie rozumiem...-Zrobił zdziwioną minę.
-Dlaczego przed moim wyjazdem nie powiedziałeś, że Ty... że Ty mnie... kochasz?
-Zabiję Forfanga najgorszą metodą, jaka istnieje.-Zaśmiał się, po czym spojrzał mi w oczy.-Byliśmy przyjaciółmi. Potem Ty zakochałaś się w Robercie. Bałem się, że Cię kompletnie stracę.
-Ani mi się waż go dotykać! Jest moim protegowanym!-Posłałam mu uśmiech.-A w Robie nigdy nie byłam zakochana, Danny. Szkoda, że mi wtedy nie powiedziałeś, wszystko byłoby inaczej...
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. W pewnym momencie wtuliłam się w niego i zasnęłam. Poraz pierwszy od dawna spałam, jak zabita...




____________
Siemka :D
Wreszcie wyszli na prostą, co?
Tak się zastanawiam, czy to nie jest ostatni rodział opowiadania, nie licząc epilogu...
Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji, pomóżcie mi!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz